Idziemy na wulkan Sibayak.Dostepne są 2 trasy – 2 lub 3 godzinna.Wybieramy tą dłuższą ,podobno jest w lepszym stanie.Większa część trasy to po prostu wąska asfaltowa droga,ale dosyć stroma.Pot leje się po plecach.Ostatni odcinek, ładny widokowo ,to skalno – gliniaste stopnie.Tubylec suszący dopiero co wydobytą w prymitywny sposób siarkę,wskazuje nam właściwą drogę – oczywiście nie za darmo.Pod szczytem jest dosyć chłodno i wieje wiatr, a my spoceni,ubieramy więc bluzy.Sam krater wulkanu jest płytki i nie powala,zresztą to wygasły wulkan.Wrażenie za to robią syczące,wypluwające pod dużym ciśnieniem kłęby dymu i siarki szczeliny w skałach.Jest ich dookoła kilkanaście,świetnie to wygląda robiąc masę chałasu.Spędzamy tam dobrą godzinkę zajadając lunch i czekamy aż wiatr rozwieje chmury.
Fajny sposób na spędzenie Sylwestra mają młodzi tybylcy.Wdrapali się tu z całym ekwipunkiem ,rozbijają namioty,palą ogniska,gotują ryżyk,ciekawe czy browarki mają?
Na kwaterę wracamy około 16.00,jesteśmy konkretnie zmęczeni – czy dotrzymamy północy nie wiemy?W każdym razie robimy jeszcze browarowe zakupki ,bo szampana ani białej wódki nie uświadczysz:-((.
Życzymy Wam wszystkim hucznej zabawy dzisiejszego wieczoru i szczęśliwego nowego roku!!!