Mamy szczęście – już wiemy że dziś popłyniemy dalej.Jak się okazuje łódki w górę rzeki pływają dopiero od 10 dni,wcześniej przez 13 miesięcy poziom wody był za niski.Po pięciu godzinach jesteśmy w Beladze – cel osiągnięty!
Na własny użytek takie miejsca określamy jako czarna dupa:-))Malutka miejscowość w której na pozór nic się nie dzieje,ale w której po kilku dniach pobytu można świetnie zasymilować się z tubylcami.W okolicy nic specjalnie nie ma,a wioska otoczona jest dzunglą – do najbliższego dużego miasta 5 godzin jazdy terenówką przez tropikalny las.Główną rozrywką miejscowych jest raz dziennie przypływająca łódz,na którą wszyscy czekają nie wiadomo po co.
Kwaterujemy się w Daniel Corners o którym czytaliśmy wcześniej,gdzie panuje rodzinna atmosfera i przywitano nas jak w domu.Jesteśmy jedynymi turystami mieszkającymi u Daniela,mało tego,jedynymi w wiosce.Ostatnie białasy były tu miesiąc temu.
Szybko się zaprzyjazniamy.Dni spędzamy łażąc po okolicznej dżungli,a wieczorem integracja z gospodarzami.W końcu wódka i browar w normalnej cenie.Magda dopadła się do prywatnej kuchni Daniela,więc jemy w końcu coś normalnego!Były np. placki ziemniaczane i bigos!Kolacje zajadamy oczywiście wspólnie z gospodarzami i Joem (Anglik który dołaczył do nas w 3 dniu naszego pobytu).Daniel rewanżuje się swoimi lokalnymi specjalami (np. smażone wodorosty albo mięso z dzikiej świni) i tak codziennie na zmianę sobie kucharzymy.
W poznawaniu okolicy bardzo pomocny jest Daniel,wskazuje nam miejsca gdzie warto się wybrać,a jak trzeba to przewiezie łódką przez rzekę.
Zrobiliśmy bardzo ciekawy trek do osady Semi-Nomadic People.Po 2 godzinach marszu wgłąb dżungli dotarliśmy do kilku wyjątkowo prowizorycznych domostw.Zyje tu raptem kilka osób (bez prądu) a jedyna łączność ze światem to 2 godzinny marsz wydeptaną ścieżką przez las.W przepaskach co prawda nie chodzą ,ale sprawiają wrażenie dzikich ludzi.Staraliśmy się nawiązać z nimi jakiś kontakt,ale wyraznie tego nie chcieli.Tych ludzi nikt tam nie odwiedza,żyją z tego co upolują albo wychodują w swoich mikro ogródkach.Szczerze to nie myśleliśmy ,że takie miejsca jeszcze istnieją.
W zwiedzaniu okolicy pomaga nam też Rosalin,głuchoniema sąsiadka Daniela (która jak twierdzi nasz gospodarz,uwielbia białasów:-)).Zaprowadziła nas do miejsca ,gdzie wspólnie mogliśmy się kąpać w wartkiej,ale czystej rzece.To taka lokalna piknikowa miejscówa,jest kilka prowizorycznych altanek,grill,widać tubylcy lubią spędzać tu czas kąpiąc się i imprezując.W okolicy żyją krokodyle,ale podobno są niegrozne (tubylcy mówią że najedzone i przyjacielskie:-)),ale wolimy nie sprawdzać.
Informacje praktyczne:
Łódz Kapit – Belaga – 40rm/os
Pokój u Daniela - 30rm