Tego dnia udało nam się dotrzeć do Kapit.Najpierw łódz z Kuching do Sibu,jakieś 5 godzin początkowo po morzu,potem po rzece.Sama łódz to coś jak wodolot,rozwija niezłe prędkości i dosyć mocno nią rzuca,do tego stopnia ,że żonę zmuliło i poszła spać.W Sibu zjedliśmy szybką zupkę i złapaliśmy ostatnią tego dnia łódz do Kapit.Znowu płyniemy,tym razem odcinek 130 kilometrów pokonujemy w 3,5 godziny.Rzeka dosyć kręta i niebezpieczna,pełno wirów,czasem skał i mnóstwa konarów płynących z prądem.Sternik lawiruje między nimi jak może,a od czasu do czasu słychać tylko jak w naszą blaszaną konserwę walą drewniane bele.Po drodze dosłownie co kawałek widać ogromne składy drzewa i tartaki,muszą rąbać tą dżunglę konkretnie.
Najlepsza miejscówa na łodzi do obserwacji to dach (okulary konieczne a czapkę zwiewa).Siedząc tam poznaje Saida,mojego rówieśnika z Kuching jadącego w delegację do Kapit.Miła pogawędka skraca podróż ,a przy okazji dowiaduję się ciekawych rzeczy o Malezji.
Przed zmierzchem jesteśmy w Kapit,sennym miasteczku ,które nie ma lądowego połączenia ze światem.Tubylcy mówią że ich autostrada to rzeka:-).
Wpadamy jeszcze do lokalnej knajpy coś zjeść, a tam kilka stolików dalej z kolegami siedzi Said.Niestety nie zjemy wspólnie bo oni już kończą.Kiedy wychodzą żegnamy się ,a Said oświadcza że uregulował już nasz rachunek.W odpowiedzi na nasze podziękowania słyszymy tylko Witamy w Malezji!Ciągle potrafią nas tu miło zaskoczyć:-).
Informacje praktyczne:
Łódz Kuching – Sibu – 45rm/os w 1 klasie
Łódz Sibu – Kapit – 30rm/os
Pokoik u Chińczyka – 50rm