Dzisiaj dzień regeneracyjny,bez żadnych ambitnych planów.Pospaliśmy do 9.00tej,polaziliśmy po mieście odwiedzając m.in. weekendowy bazar,na który mieszkańcy okolicznych wiosek przyjeżdżają co tydzień ze swoimi produktami.W końcu skusiliśmy się na spróbowanie duriana – nastrajaliśmy się do tego już od dawna.To strasznie śmierdzący owoc,ale dla tubylców to delicje.Nam zdecydowanie nie posmakował,wręcz wywołał odruch wymiotny – zapach i smak podobny do zgniłej cebuli,czosnku i padliny.A fuj!
Przy nabrzeżu trafiliśmy na przedstawienie ,tańce ludowe w wykonaniu dzieciaków i nie tylko.
Coraz bardziej się tu zadomawiamy,mamy swoje sklepy i ulubione garkuchnie,mamy nawet swojego aptekarza.Najpierw leczył z anginy mnie,a teraz Magdę,bo dostała jakąś wysypkę.
Podoba nam się tryb życia mieszkanców Kuching.Większość sklepów,restauracji,banków,a nawet komunikacja miejska zamyka się około godz. 18.00,soboty i niedziele też są wolne.Wieczorami i w weekendy widać mieszkaców spacerujących całymi rodzinami.Widać cenią swój czas i życie prywatne.To chyba pierwsze takie miejsce w Azji ,gdzie nie tylko praca i kasa się liczy.
Niestety czas się zbierać.
Nasz kolejny cel to Belaga,wioska położona w sercu dżungli,dokąd dotrzeć można tylko rzeką.Podróż może nam zająć 2 lub 3 dni,a tak naprawdę nie wiemy czy uda nam się tam dostać,gdyż niski poziom wody w górnym biegu rzeki może nam w tym przeszkodzić.