Co niedzielę na Siquijor odbywają się walki kogutów,zresztą to podobno ich narodowy sport na całych Filipinach,oczywiście oprócz karaoke i prania ,he,he.Myśleliśmy,że to gdzieś tam na trawce zbiera się kilku panów z kogutami,robią zakłady który kurczak zwycięży i już.Wskoczyliśmy na naszą furę i zaczeliśmy szukać takiej trawki.Znalezliśmy dość szybko takie miejsca,ale okazało się ,że to pełna profeska.Żadnej trawki,tu mają porządne areny z przeszklonym ringiem na środku i nie kilku panów,a ogrom ludzi ze swoimi wypielęgnowanymi pupilami.Walczące koguty mają założone około 6 centymetrowe noże na łapkach,krew się leje,wszyscy krzyczą i robią zakłady który kurczak wygra.Walka kończy się śmiercią jednego z zawodników.Sport krwawy,ale tu nic się nie marnuje.Zaraz na miejscu oprawia się przegrane koguty i wspólnie biesiaduje.Większość uczestników tej imprezy to oczywiście panowie,ale przy takiej adrenalinie niewielu zwracało na mnie uwagę.Atmosfera zawodów i zakładów tak mnie wciągnęła,że o mały włos i ja zaczęłabym licytować i zakładać się (oczywiście za kasę) który kurczak zwycięży.Niestety nie za bardzo mam doświadczenie w rozpoznawaniu dobrego zawodnika,dałam sobie spokój.Niektórzy wygrywali naprawdę dobrą kasę,obok nas stał właściciel koguta który zwyciężył,gość wygrał 10000peso – 800pln.Cieszył się strasznie,a dumny był jak paw.Główna wygrana w derbach to 50.000peso,czyli 4000pln.Miałam wrażenie,że niektórzy to nawet żyją z tych walk.
Cóż powiedzieć,Filipińczycy to chyba hazardziści:-))
Niestety ciężko zrobić dobre zdjęcia,bo zbyt ruchliwi zawodnicy:-)
W tą niedzielę postaramy się znowu odwiedzić arenę,więc może coś dorzucimy.