O tajfunie dowiedzieliśmy się w środę po południu zupełnym przypadkiem,nie bardzo jeszcze uwierzyliśmy w to,że nadchodzi,bo jakoś nic na wyspie się specjalnie nie działo.Owszem ,mieszkańcy budowali jakieś prowizoryczne zasłony z bambusów i siatki,ale życie toczyło się zupełnie normalnie i beztrosko.Sprawdzając newsy na necie,stwierdziliśmy ,że trzeba uciekać z Boracay,bo Haiyan,czyli po filipińsku Yolanda,to chyba nie będzie błahostka i bambusy tu nie pomogą.Przewidywana trasa tajfunu przebiegała niemalże przez Boracay.Sprawdziliśmy dostępność lotów z najbliższych lotnisk dokądkolwiek ,ale nigdzie nie było miejsc.
W czwartek wczesnym rankiem,jeszcze raz sprawdziliśmy przewidywaną trasę huraganu i podjęliśmy decyzję o ucieczce na południe.Już na przeprawie promowej okazało się to nie takie proste.Setki ludzi stłoczonych na małej przestrzeni,już widać lekką panikę,kompletny brak organizacji.Kobiety krzyczą,wszyscy się pchają,już teraz wiemy co to znaczy zostać zdeptanym przez tłum.Jeśli tak wygląda ewakuacja ludzi z terenów zagrożonych kataklizmem,to dziękuję bardzo.
Po 3 godzinach przepychanki udaje się nam wkońcu dostać na łódkę i przeprawić na ląd.Łapiemy pierwszy lepszy autobus do Iloilo i po 6 godzinach jesteśmy w mieście.Chcieliśmy oddalić się jak najbardziej od linii przejścia tajfunu i przepłynąć na następną dużą wyspę – Negros,ale niestety,promy już nie kursują,ogólny paraliż w całym kraju.
Kwaterujemy się więc w dużym,murowanym hotelu.Znalezienie miejsc nie takie łatwe,wszystkie większe,nawet najdroższe hotele wybukowane,okazuje się,że tubylcy z prowincji też uciekają do miasta.
W piątek rano widać pełną napięcia atmosferę.Mieszkańcy wykupują w sklepach wodę i robią zapasy żywności – zrobiliśmy to samo.Wszyscy patrzą w niebo i czekają na to,co się wydarzy.
Z każdą godziną wiatr nasilał się ,zaczęło intensywnie padać i zrobiło się koszmarnie ciemno.Yolanda była już niedaleko,cóż mówić,byliśmy zesrani,przynajmniej ja,bo mąż zachowywał zimną krew.Około 14tej oko tajfunu zbliżyło się do nas na około 70 kilometrów i to była kulminacja,wyłączono prewencyjnie prąd w całym mieście i tak pozostało do następnego ranka.Mieliśmy szczęście,nasz porządny hotel miał własny generator.Bardzo silny wiatr i ulewne deszcze trwały do wieczora,teraz zaczęliśmy się obawiać również powodzi ( wieczorem na ulicach było około 20 cm wody ).
Według filipińskiego Instytutu Meteorologi ,w Iloilo miało wiać z prędkością 120 do 200km/h,ale naszym zdaniem było to maksymalnie 120km/h,a my ludzie znad morza ,przyzwyczajeni do sztormów,mniej więcej prędkość wiatru umiemy określić.
Prawdę mówiąc,Yolanda była w naszym mieście małą Jolą,nic strasznego się nie wydarzyło,żadnych zniszczeń specjalnie nie widać,ale z tego co widzimy w TV,poczyniła mnóstwo szkód w dużej części kraju.
Jesteśmy bezpieczni,więc ruszamy dalej.
Info praktyczne:
Autobus Caticlan – Iloilo – 6 godz. - 350php/28pln
Hotel 21 Century w Iloilo – 1150php/90pln pokój