Przygotowania

Ruszamy w drogę jutro rano,wyczekiwaliśmy na ten moment 8 miesięcy – to prawie ciąża!Od tygodnia kompletujemy nasz ekwipunek,mąż sumiennie przymierza,rozważa i waży każde spodenki,koszulki itp.Ja mniej skrupulatnie (ale wciąż z wielkim pietyzmem) zapakowałam swój plecak.12kg!To mój dom na najbliższe 4 miesiące.
Myśli krążą wokół tego,czy wszystko już mam,czy niczego nie zapomniałam....,co jeszcze trzeba przed wyjazdem załatwić,jaki będzie tym razem,co nas czeka,co się wydarzy......i co zastaniemy po powrocie.Może czas zrobić coś szalonego:zjeść żywgo karalucha (smażonego już jadłam),skoczyć na bungee,nauczyć się tajskiego,albo....
zrobić tatuaż.Zobaczymy!
I znów będzie można spać na wysłużonych matach,usiąść nie przy stole ,ale na podłodze,jeść brudnymi paluchami i cieszyć się wolnością,bo tutaj,w podróży nic nie musisz,nic nie trzeba i nic nie wypada.Jesteś panem własnego losu i to kochamy najbardziej.
Wszyscy pytacie: czy nie będziemy tęsknić i czy się Wam nie nudzi?
Oczywiście że tak;za Wami ,za domem,za ciepłą wodą i porządkiem na półkach,ale chęć spełniania marzeń,poznawania nowych miejsc i ludzi jest silniejsza i niech tak zostanie póki się nam nie znudzi.
Najlepszy plan to brak planu i tak miało być,ale pewien zarys już powstał.
Niestety dyktują go trochę wizy i linie lotnicze.Tak więc na początek trochę Tajlandii,bo tutaj wszystko się zawsze zaczyna i zawsze się kończy (spodziewajcie się że do Peru też polecimy przez Bangkok ,ha ,ha).Potem 23.10 lecimy do Manili na Filipiny.Planujemy tam tzw. island hopping,czyli eksplorowanie wysp jedna za drugą.Wracamy 15 grudnia do Kuala Lumpur – cywilizacji (przedświąteczny gwar,bałwany ze styropianu na ulicach).Święta spędzimy już w Tajlandii,prawdopodobnie na Kophayam z naszym kolegą Wojtkiem (przy barszczu winiary i opłatku,jeśli dojedzie w całości).Co dalej – nie wiemy,ale i tak życie pokaże i zweryfikuje nasze plany...

Zdjęcia (1)

Komentarze (0)