Wylot do Kuala Lumpur mamy 10.12,więc ostatnie dni spędzamy w Birze.To mała wioska rybacka i jednocześnie miejsce weekendowych wypadów tubylców.Oddalona od Makassaru jedynie o 200km,ale podróż tradycyjnie musi trwać,tym razem 5,5 godziny.Miejscowość totalnie uśpiona i jakby wymarła,a po ulicach spacerujemy tylko my … i kozy.Bule znaczy po indonezyjsku „biały turysta” i tak zewsząd na nas wołają,bo białasów tu raptem kilka sztuk.Wszyscy tutaj czekają na weekend,kiedy to zwali się mnóstwo miastowych,wtedy miejscowość ożywa,robi się gwarno i głośno.Lokalesi odpoczywają bardzo szybko,przybywają do Biry w sobotę po południu,przez pół nocy śpiewają i grają,a w niedzielę od 6tej rano (tak,tak,to nie pomyłka) już pływają na bananach holowanych przez motorówki.Trudno to nazwać kurortem,ale przed wjazdem do Biry pobierana jest opłata klimatyczna,oczywiście Bule płacą najwięcej.
Tak naprawdę do Biry nie przyjechaliśmy plażować,ale zobaczyć tutejszą „stocznię”.Wielkie,drewniane żaglowce handlowe buduje się tu od wieków w tradycyjny sposób w pięknej scenerii,wprost na plaży pośród palm kokosowych.Stoczniowcy najpierw porobili sobie z nami zdjęcia,a potem w zamian pozwolili wejść na pokład i pokazali plany statku.Robi to ogromne wrażenie,bo jednostki nie stoją w dokach,a popodpierane są ze wszystkich stron czym się da – normalnie Arka Noego.
Info praktyczne:
Auto z kierowcą – Makassar – Bira – 550.000rp – 180pln
Bungalow nad samą wodą – Bira View – 150.000rp ze śniadaniem – 50pln