No i trochę przechwaliliśmy te jordańskie samoloty:-)
Miejsca na nogi mniej i coś z alkoholem oszczędzali.
Dotarliśmy w końcu do Bangkoku,szybkie zakwaterowanie i kolejno jedzonko,zimne piwko i obowiązkowy masaż,a potem to już padliśmy wykończeni podróżą.
Następnego dnia lajcikowo,połaziliśmy po mieście odwiedzając stare kąty, między innymi ulubioną przez Magdę Chinatown no i objedliśmy się różnych smakołyków.
Potem znowu na masaż (a co!) ,prysznic i o 18.00 mamy zabukowany przejazd na wyspę Ko Phangan.Powinniśmy tam dotrzeć o 11.00 dnia następnego.Zobaczymy