Tym razem przylecieliśmy do Kuala Lumpur tylko w jednym,ale konkretnym celu.Sepang!Żadnego zwiedzania – pełne 3 dni spędzone na torze wyścigowym.Myślałem że Magda nie podoła,ale dała radę:-).Motocyklowe mistrzostwa świata potrafią wciągnąć nawet kobietę,chociaż sporo pań które widziałem na trybunach sprawiały wrażenie jakby były tam za karę.
Niedzielne wyścigi bardzo ekscytujące,zwłaszcza że trochę popadało,a na mokrej nawierzchni wywrotek nie brakowało.Malezyjczycy mieli swoich reprezentantów w 2 niższych klasach motocykli,zresztązajeli bardzo dobre lokaty.Dzięki temu atmosfera i doping były nieziemskie.
W sobotę zdecydowaliśmy też dokąd jedziemy z Kuala Lumpur,kupiliśmy bilety i w poniedziałek lecimy na Bali.Pierwotnie myśleliśmy o Celebesie,ale trochę przegapiliśmy sprawę i loty koszmarnie drogie.Z Bali będziemy kierować się w stronę Komodo,a stamtąd spróbujemy się dostać na Celebes.Oczywiście jeśli uda nam się przedłużyć indonezyjską wizę,bo po przylocie dostaniemy tylko na 30 dni.
Damski punkt widzenia:-)
Sepang – to było marzenie Rafała.Kupił sobie imieninowe bilety na wyścigi i tym razem się do nich przygotował.Oglądał je przez cały rok,a teraz to i ja wiem kto jest kto.Mam nawet swojego faworyta – Valentino Rossi,Włoch,pseudo The Doctor,numer startowy 46…kilkakrotny mistrz świata Moto GP – fajny chłopak z wąsem.
Na sepangu spędzamy całe dnie,a do KL wracamy zabici po prostu.To niezła uciecha dla facetów,a dla mnie,nocóż,trochę męczące i głośne…W efekcie mam parę fajnych zdjęć,umiem spać na siedząco,3 nowe naklejki,2 wachlarze Hondy i opalone pół twarzy na czerwono ( czapka+ okulary przysłoniły drugie pół) – zajebiście wyglądam .
Dzień finałowy był super,cudowna atmosfera udzielila mi się na dobre,wciągnęła mnie nawet fala na trybunach.Kibicewiwatowali,adrenalinasięgała zenitu,aż skóra się jeżyła.Naprawdębomba.Jeśli jeszcze kiedyś,to na finał tu i teraz!Mój faworyt był poza pierwszą trójką,ale może znudziła mu się jazda w kółko:-))).